Plus zawodu rękodzielnika (a może to i minus, hmmm .... ) oczywiście w wydaniu takim jak ja (drobna radosna twórczość) jest to, że nie jest się ani ograniczonym czasowo (nie trzeba trzymać się sztywno norm czasowych jak w biurze od ... do ...), ani specjalnie przestrzennym (no byleby było gdzie usiąść :) i można dłubać, dziergać, malować itd.
Bodźcem do działania była książka, którą sobie zamówiłam u Mikołaja - Magia filcowania
Nie ukrywam, że bardziej mnie intryguje kolejna część - torebki, ale po kolei. Wyszłam z założenia, że nie ma co się spieszyć, bo i tu pewnie też są ważne informacje, które może zostaną pominięte w części z torebkami.
Gro "przepisów" jest o filcowaniu na mokro - ale do tego potrzeba szarego mydła i folii bąbelkowej. W środku świąt marne szanse na takie zakupy :), a że jestem w posiadaniu igły do filcowania i małych zapasów wełny postanowiłam trochę ją tą igłą podźgać :) Niestety siebie również, ale tego już nie miałam w planach. Okrutnie boli :(
Zaczęło się od kolczyków:
najpierw amarantowy środek, potem zielone listki. W swoich zbiorach znalazłam już ufilcowaną kulkę w ciemniejszym odcieniu zieleni i to ładnie wykończyło pracę, a także podkreśliło ich urok.
Mam świadomość, iż nie są takie zachwycające jak prace wielu filcowo utalentowanych ludzi, ale uwierzcie mi na słowo, na prawdę ciekawie prezentują się na uszach. Są duże, ale lekkie, a te żywe kolory nadają lekkiego pazura całej wizualizacji.
W środeczku mały koralik, który wykańcza pracę a także ułatwia połączenie wszystkich elementów.
Potem zrobiłam kilka kulek, które również miały skończyć jako kolczyki, ale zmieniłam im przeznaczenie i będą elementem naszyjnika (ale o tym w innym poście gdyż naszyjnik nie jest jeszcze wykończony).
Kawałek czerwonej wełny i ... broszka. Chciałam, żeby to był maczek, ale nie bardzo wyszedł, choć podobnie jak kolczyki, w rzeczywistości również ładnie się prezentuje :)
Potem jak przeglądałam inne broszkowe maczki w sieci, to stwierdziłam, że cieszę się iż mój jest taki jaki jest - na pewno jest inny :)
Moim działaniom nie było końca, tym bardziej, że wełny trochę jeszcze zostało.
Jak wiecie, a może nie, przy filcowaniu na sucho można wykorzystywać foremki do ciastek, lub formy specjalnie w tym celu przeznaczone. I w taki to oto sposób powstał kucyk:
Baza kucyka (czyli ta jasna część) została ufilcowana w foremce, natomiast grzywę, ogon, oko i uzdę ufilcowałam już bez pomocy form sztywnych, czyli wyłącznie z użyciem palców, igły i wełny :)
Zanim jednak powstał kucyk, powstała też sowa.
To było wyzwanie - żadnych gotowych form, wszystko sama :) Tzn, na początku próbowałam filcować na papierowym szkicu, ale to była jakaś makabra :( Papier wfilcowywał się w sowę, jak chciałam go usunąć to wszystko się rozciągało - zamiast mi ułatwić - tylko przeszkadzał. I tak już bez papierowej formy, ufilcowałam bazę (ciemną cześć), brzuszek i oczy oraz gałązkę, a potem stopniowo to wszystko dofilcowywałam do bazy. Wciąż jednak nie mogę się zdecydować - czy ma to być broszka czy zawieszka. To samo zresztą dotyczy kucyka.
W swoich poszukiwaniach form związanych z filcem, przyszedł mi pomysł na pierścionek. I tak powstało duże oczko, na regulowanym pierścionku :)
a tu powstały zakręcone kolczyki:
Ponieważ trzeba przygotowywać się do różnych okazji z wyprzedzeniem, pomyślałam o przygotowaniu zawieszek na Walentynki - oczywiście mają to być 3-elementowe łańcuchy z serduszek, ale filc się skończył i powstała tylko zawieszka. Mimo to już się chwalę, bo przypuszczam iż będzie to jeden z elementów na walentynkową wystawę w bibliotece, w której prowadziłam zajęcia :)
A na zakończenie pochwalę się pracą mojej córki. Czasami mnie maksymalnie zadziwia. Od 6 lat wędruje raz w tygodniu na zajęcia plastyczne do pracowni Kolor. Dzieciaki uczą się różnych technik malowania, rysowania, form przestrzennych, oczywiście odpowiednio dostosowane do wieku. Dwa lata temu Zuza otrzymała nagrodę na międzynarodowym konkursie plastycznym "Inne spojrzenie", oraz na konkursie plastycznym w województwie łódzkim, coś o tematyce eko.
Tym razem była na warsztatach w muzeum miasta Łodzi, temat główny - ozdabianie. Dzieci (bo grupa wiekowa była od 6 do 12lat) z pomocą plasteliny wykonywały różne prace plastyczne. A to "dzieło" mojej Zuzy:
Dlaczego to pokazuje? Zaskoczył mnie sam pomysł zrobienia z kartki drzwi. Osobiście mam zastrzeżenia co do ułożenia wianka, ale widać Zuza bardziej skupiła się tylko na zaakcentowaniu go, głównie koncentrując się na żurawinie. Osobiście jestem zachwycona tym wykonaniem - miałam nie raz okazję zobaczyć jej prace ale w technice rysunku, kolażu, czy z masy papierowej. Tu zachwyciły mnie właśnie detale i oczywiście sam pomysł aranżacji całej pracy :)
Córcia talent odziedziczyła po mamusi, nie mogło być inaczej :) Zresztą jak piszesz, dba o te zdolności i rozwija je chodząc od tylu lat na zajęcia. Godne podziwu :)
OdpowiedzUsuńTwoje prace filcowe - sama słodycz... z konika zrobiłabym broszkę, w tym kształcie byłaby bardzo oryginalna :)
Miła Miłko :) Życzę Ci by ten Nowy Rok był lepszy od poprzedniego, by spełniły się wszystkie Twoje marzenia, a szczególnie te, o których nam powiedziałaś, a związane z rękodziełem. Niech nadal Twoje dzieła zachwycają i się dobrze sprzedają :)
Czerwony kwiatek prześliczny :) Wszystkiego najlepszego w Nowym Roku :)
OdpowiedzUsuń