czwartek, 29 sierpnia 2013

Krotoszyn - znacie to miasto?

W ostatni weekend miałam przyjemność gościć i bawić się w Krotoszynie (woj. wielkopolskie) - jak Alicja w krainie czarów przeniosłam się do innego świata. Codzienny zgiełk i hałas Łodzi, a także w ostatnich czasach wielki plac budowy zamieniłam na małe, przytulne miasteczko i towarzystwo fantastycznych ludzi :) Na dłuższą metę nie mogłabym tam mieszkać (to ten minus małych miasteczek - wszyscy się znają, wszyscy o sobie wszystko wiedzą) ale na te kilka godzin fajnie było powałęsać się po okolicy :)
W samym centrum Krotoszyna: rynek, ratusz 

 
i ... fontanna:


na tle malowniczych kamieniczek

 (z moją starszą córką w roli głównej :)

i całkiem przyzwoite lody :)











Co jeszcze tak mnie zachwyciło w Krotoszynie? Maleńki, drewniany kościółek z 1572 roku. Tak, tak - nie pomyliłam się - ten kościółek ma tyle lat :) i cały jest drewniany. Jedynym elementem "nowym" jaki zarejestrowałam w tym kościele był kawałek ściany w przedsionku (taka standardowa boazeria) i podłoga. 
Reszta to stare drewno w roli głównej: drewniane bele, drewniane ławki, kute elementy zdobnicze i cała, cała reszta.







Udało nam się wejść do środka bo szykowano nową dekorację kwiatową przed ołtarz i do bocznej nawy. Msze odbywają się raz dziennie w każdą niedzielę.

Kolejnym miejscem, którym się zachwycałam (może dlatego, iż w Łodzi to bardzo rzadki widok) - w parku miejskim utworzono centrum rekreacyjno - sportowe dla dzieci i dorosłych a także miasteczko rowerowe - z prawdziwymi znakami drogowymi, przejazdem kolejowym i sygnalizacją świetlną - DZIAŁAJĄCĄ - bez wyrwanych kabli, uszkodzonej nawierzchni, itp.

Bardzo urzekły mnie też Krotoszyńskie ważki, które absolutnie się nie bały spocząć sobie na naszych kolanach, co więcej - jedna z nich postanowiła zjeść "małe co nie co" na kolanie mojej córki - czyli wprost mówiąc - spałaszować muszkę :)

  
a druga pozowała do zdjęcia jak gwiazda filmowa


Jak się pobawiliśmy na weselnym przyjęciu to "przygarnął" nas pod swój dach miejscowy hostel. Bardzo klimatyczne i wyjątkowe miejsce, wciśnięte w rynkowe kamieniczki . Z racji tego iż jest nas trochę (5 osób) w udziale przypadł nam apartament :)
Może za mało 'bywam w świecie' ale ... byłam pod wielkim wrażeniem :)
Dekoracje w stylu retro, drewniane wnętrza, kręte schody - czułam się jak na planie filmowym :)

 (a tu moja młodsza córka jako gwiazda fotki :)




 
Oczywiście nie byłabym sobą gdybym nie wypatrzyła czegoś typowo dla siebie - firanka :) Ale jaka :) Ręcznie dziergana. Niestety nie wiem jaką techniką :( szydełko? czółenko? Może ktoś ma jakiś pomysł?



4 komentarze:

  1. Znam tylko ze słyszenia (ktoś ze znajomych tam jeździł na wakacje). Wygląda na to, że Wam się wyjazd udał i to bardzo :)
    Skąd wiesz, że to ręczna robota?
    Pozdrawiam słonecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szczerze - nie wiem czy to ręczne wykonanie :( Taką mam cichą nadzieję :) Łańcuszki nie są idealnie równe i te formy (kwiatki) właściwie też każdy jest inny. Więc może ...
      A co do pobytu - myślę, że nawet najpiękniejsze miejsce będzie paskudne jeśli nie będą spełnione pozostałe warunki: towarzystwo i pogoda. A na to nie mogłam narzekać :) Choć wszystko wskazywało na to, że zrezygnuję z tego wyjazdu - najpierw kupiłam nie ten prezent, który chciałam. Potem chciałam zrobić kartkę - tak zaczęłam cudować, że wszystko poszło do śmieci. Jak już wyjechaliśmy z domu to po paru kilometrach się okazało, że nie wzięliśmy prezentu - z powrotem do domu. Na koniec wywaliłam się jak długa na chodniku w białych spodniach i troszku się poobijałam. A w kreacji weselnej czekały 12cm szpilki. Cudem wszystko się udało :D I było wspaniale :)

      Usuń
    2. No to na brak przygód nie mogłaś narzekać, rzeczywiście :)Dobrze, że się dobrze bawiłaś :)

      Usuń

Dziękuję za komentarz.
Jest on dla mnie oceną mojej pracy.